czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział VII

Jessica stanęła jak wryta. Jej odczucia były takie sprzeczne. Z jednej chwili pragnęła rzucić się w Patrick'a ramiona, ale z drugiej wolała pozostać w swoim rzeczywistym świecie. To nie jest facet dla mnie, to nie jest facet dla...
- Nie daj się prosić... zapraszam - spojrzał na nią uwodzicielskim spojrzeniem. Czyżby to oznaczało,że jednak coś dla niego znaczy?
- Nie wiem czy... czy powinnam - odparła zasmucona.Wiedziała z czym się to wiąże.
- Nie opowiadaj głupstw - odparł, po czym nie zważając na to czy chcę czy też nie, pociągnął ją za rękę w stronę limzuzyny. Może i chciała stawiać mu opór, ale nie mogła, nie potrafiła. Miał w sobie to coś, co sprawiało,że nie potrafiła się na niego gniewać. Tak było i teraz. 
Kiedy znaleźli się już obok limuzyny, szofer otworzył im drzwi, a oni wsiedli do środka. Tym razem był to nieco inny rodzaj pojazjdu, przynajmniej od wewnątrz, wszystko w środku, jak i  tapicerka były obłożone białą skórą. Wygladała pięknie na tle perłowego uśmiechu Patrick'a.
Szofer zamknął drzwi, po kilkunastu sekundach ruszyli. Zapanowała niezręczna cisza. Jessica nadal złościła się na Patrick'a i nie zamierzała się do niego odzywać, przynajmniej nie w tym momencie. 
- Wiem,że to co dzisiaj usłyszałaś było...
- Nie ważne, nie chcę o tym mówić, ja wszystko rozumiem i nie chcę się w to mieszać, wyszło na to,że wchodzę wam w drogę, a nie powinnam, bo ty jesteś z nią, a ona jest z tobą, dlatego wiem co miała na myśli, doskonale to rozumiem. 
Wcześniej nie przemyślała tego co chce powiedzieć, dlatego te słowa tak bardzo ją zaskoczyły. Bez zastanowienia zasłoniła dłonią usta, to był odruch bezwarunkowy. 
- Przepraszam... wcale tak nie myślę, nie chciałam tego powiedzieć, przynajmniej nie w ten sposób. 
Poczuła,że łzy napływają jej do oczu. Wszystko popsuła, teraz była już tego pewna. Wiedziała,że zaraz zatrzyma limuzynę i wygoni ją stąd.
Ku jej zdziwieniu, sytuacja ta przybrała całkiem inny, wręcz odwrotny charakter. Patrick wysunął swoją dłoń z kieszeni spodni, tylko po to by położyć ją na dłoni Jessicy.
- Miałaś zły dzień,  to co ona mówiła i to, że słyszałaś to, a dodatkowo twoja wczorajsza praca została zniszczona, tak bardzo mi przykro. Chcę ci to wynagrodzić i proszę... proszę nie odmawiaj, pozwól mi się zrewanżować.
Jessica wybauszyła oczy. Był tak cholernie zmienny w uczuciach, zupełnie nie było wiadomo o co mu tak naprawdę chodzi. I w rzeczywistości właśnie to sprawiało jej tyle bólu, ta zmienność... był jak kameleon. A może on wcale nie chciał się zmieniać? Może Anthony miał racje? Może robił to bo całkowicie już uległ Amandzie? 
- Jessico? - zapytał, wyrywając ją z zamyślenia.
-Naprawdę nie wiedziałem,że jej zachowanie tak na ciebie wpłynie. Zrozum, nie chciałem, to nie moja wina. Jest coś... czego nie mogę ci powiedzieć. Przynajmniej nie teraz, musisz mi zaufać.
To sprawiło,że Jess znowu była w kropce. Miała wejść w coś zwariowanego i na dodatek nie znając szczegółów? To chore i nieodpowiedzialne... Co miała zrobić? Wciągnęła gwałtownie powietrze i dopiero teraz zdała sobie sprawę,że limuzyna zatrzymuje się. A więc już? Tak szybko? Myślała,że to potrwa nieco dłużej, ale jednak w obecności Patrick'a czas wręcz ,, leciał" zbyt szybko.
Chciała już otwierać drzwi i wysiadać, ale on zaśmiał się. 
- Chwileczkę...
- Coś się stało?Jestem, przecież pod swoim domem... Czyż nie prawda? -zapytała
- Nie całkiem- I znowu to zrobił, posłał jej jeden z tych swoich uwodzicielskich uśmiechów, które były zbyt kuszące, nawet jak na nią.
- Więc gdzie? 
- Zobaczysz...
Właśnie w tym momncie,szofer otworzył drzwi. Najpierw wysiadł Patrick podając jej dłoń, a potem ona. Znowu to samo, znowu byli w tej samej restauracji, znowu obiad, będzie kosztował fortunę, a ona znowu trafi do gazet i jutro znowu...
-Nie martw się, nic takiego się nie wydarzy, dzisiaj wyraźnie powiedziałem Amandzie,że nie jestem z nią, mam nadzieję,że zrozumiała - wyszeptał jej te kojące słowa do ucha.
Odebrała je, zrozumiała i przytaknęła, ale nic nie powiedziała, nie była w stanie. 
***
- Powiedz chociaż,że obiad ci smakował, no proszę - zapytał rozweselony Patrick, trzymając Jessicę pod ramię.
 - Powiedzmy,że był zjadliwy - odpyskowała, niemal drocząc się z nim.
- Mówisz poważnie? - odpytał zasmucony - A tak się starałem - dodał.
Jessica spojrzała na zegarek i zdała sobie sprawę z tego, że spędziła w jego obecności już trzy godziny. To zdecydowanie za dużo, nawet jak na nią. 

-Patrick'u... posłuchaj, chyba za dużo tego jak na jeden dzień. Najpierw to spotkanie, potem niesamowita kolacja, która była fantastyczna, ale oczywiście, musiałam to powiedzieć aby ci dokuczyć... Tylko ja nadal martwię się o tą sytuację, zrozum... I jeszcze teraz ten spacer, czy to nie za dużo? Czemu to robisz? Czemu akurat ja? Czemu nie przyzedłeś na tą kolację z nią? I jeszcze ten spacer... Spójrz tylko jak tu pięknie i romantycznie... 
Wskazała dłonią uliczkę, którą teraz podążali. Była to stara, zabytkowa kamienica, oświetlona lampami, w stylu glamour. Wyglądała nieziemsko, była tak bardzo romantyczna i do tego zapach jego perfum. Cholerny wiatr, gdyby nie teraz nie wiał, jego zapach nie dolatywałby do jej nosa, ale przez tą sytuację, wszystko krzyżowało to plany. Nie zamierzała go wąchać! Cała ta randka była tak nieziemska jak jego zapach - pomyślała.
Długo milczał, zadała mu zbyt dużo pytań jak na te chwilę. Widać było,że był bardzo zmieszany. Odetchnął gwałtownie. 
- Zatrzymajmy się....
Kiedy Jessica się zatrzymała, Patrick obrócił się w jej stronę, tak,że stali teraz naprzeciwko siebie. Z każdym oddechem zbliżał się do niej, a ona nie wiedziała co ma zrobić, czuła tylko jak jej serce bije jak oszalałe. Na litość boską ! 
W ostatniej chwili Patrick zrezygnował, ale może w ogóle nie zamierzał zrobić tego o czym pomyslała Jess?
Złapał ją jedynie za dłoń.
- Zabrałem cię tutaj, bo jesteś mi najbliższa ze wszystkich kobiet jakie do tej pory poznałem. Dlaczego tutaj? Bo jest to moje ulubione miejsce, kiedy byłem mały, byłem tutaj niemal codziennie. Chciałem się z tobą podzielić tym co tutaj żyje i tętni, tym co jest uśpione... Ten zapach, ta magia tego miejsca, nie uważasz,że coś w nim jest?
- Patrick'u ja...
Nie dokończyła mówić, bo właśnie w tym momencie przechylił się w jej kierunku i złożył delikatny pocałunek na jej ustach. Z początku był delikatny, jednak potem zaczął przeradzać się w coś bardziej zmysłowego.
Przestali w momencie, kiedy usłyszeli za sobą głosy innych ludzi. Jessica zaśmiała się uradowana.
- To idziemy? - zapytał, po czym złapał ją za rękę.




piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział VI

- Wstawaj, słyszysz? Jess jest już bardzo późno.
Jessica otworzyła oczy, po czym leniwie podniosła głowę, aby spojrzeć na zegarek, który stał tuż przy jej łóżku.
 - Cholera! Znowu się śpóźnię! Mam tylko dwadzieścia minut, nie dam rady.
W tym samym czasie z pokoju obok wyszła Cloe, która ku jej zdziwieniu była idealnie ubrana, umalowana  i gotowa do życia.
 -Budziłam cię już od dwudziestu minut, ale ty spałaś jak zabita, to nie moja wina. I przy okazji... nie wiem czy zauważyłaś,że ta praca ma na ciebie zły wpływ? Dawniej tyle nie przeklinałaś. - zażartowała Cloe.
- O bardzo śmieszne, wiesz?! - odpysknęła z sarkazmem.
- No wiesz... gdybyś wczoraj nie balowała, to sytuacja byłaby inna.
- Jesteś zła o ten artykuł czy o to ,że się z nim spotkałam po pracy? Na litość to była tylko kolacja!
- Jess, nie jestem zła... to twój wybór, ale on jest taki tajemniczy? no nie uważasz? - zapytała, stojąc przy luterku i poprawiając włosy.
 - Inny... Może masz rację, ale może właśnie dlatego... - Jess nie wiedziała już co mówi, dlatego głęboko odetchnęła,zebrała swoje rzeczy z fotela i zaczęła się szykować. Do wyjścia nie odzywała się już do Cloe. Nie udało się ukryć, że ją zdenerwowała. Była jej młodszą siostrą, a robiła jej wywody, przecież nie powinna. Teraz jednak wolała się skupić na pracy i na tym,że za kilkanaście minut będzie miała zwykłe spóźnienie. Szykowała się w miarę szybko, najlepiej jak potrafiła, dlatego była taka dumna, kiedy zdążyła na czas, pomijając oczywiście fakt, że nie zjadła śniadania. 
- Wychodzę, a i pamiętaj Clo,że to ja jestem twoją starszą siostrą i to ja będę martwić się o ciebie, nigdy na odwrót. Po tych słowach trzasnęła drzwiami i wyszła.
Na szczęście w drodze do biura nie było korków. Dzisiaj wszystko wskazywało na to, że to jej szczęśliwy dzień. Pomijając poranną wymianę zdań z siostrą, ale to szczegół - pomyślała.
Przed drzwiami biura stanęła punktualnie, miała już pukać, kiedy od wewnątrz dochodziły podniesione i rozgorączkowane głosy.
- Ten artykuł jest jednoznaczny! Mówiłeś ,że to zwykła astystentka, ale ja już od początku wiedziałam, wiedziałam co w niej widzisz!
 - Przestań, proszę cię przestań, to była tylko kolacja, zwykła kolacja, nic więcej...
- Nie! Media nie kłamią, doskonale wiem co cię z nią łączy! Jak mogłam być tak naiwna!
- Tylko,że my przecież nie jesteśmy razem...
Te słowa wystarczyły, aby Jessica zrozumiała tą wymianę zdań. Machinalnie zakryła dłonią usta, aby nie wydusić z siebie  jęku. Po drugiej stronie toczyła się bitwa i to właśnie o nią. Amanda... czyżby ona widziała w niej zagrożenie? To była tylko kolacja. Poczuła,że łzy napływają jej do oczu, nie chciała w niczym namieszać, a już zwłaszcza w życiu Patrick'a. Poczuła się urażona, zła i przerażona. Nie wiedziała co ma w tej sytuacji zrobić. Złapała głęboki oddecch, miała już odejść na bok, kiedy drzwi od wewnątrz gwatownie się otworzyły. Wybiegła z nich Amanda, która ku jej zdumieniu wcale nie płakała. A wręcz przeciwnie, gdy tylko Amanda ujrzała Jessicę, od razu zmieniła pogląd na cały świat. Tak jakby nic się nie stało.
- Patrick'u ? Może odprowadzisz mnie do drzwi? - jej ton przybrał miarę łagodnego, za nic nie dało się go porównać do tego, który słyszała Jessica jakieś trzy minuy temu.
Kiedy Jess zerknęła na Patrick'a aby ocenić zaszłą sytuację, zauważyła,że jest równie skrępowany jak i ona. Zapewne domyślił się,że ona tu stała i podsłuchiwała, a wcale, przecież tego nie chciała. 
- Witaj Jessico, proszę wejdź do mojego biura i poczekaj, jak wrócę to przedstawię ci zakres obowiązków. 
Machnęła akceptująco głową, po czym weszła do gabinetu. Jak zwykle na swoim miejccu siedział Anthony. Uśmiechnął się do niej,ale nic nie powiedział, bo właśnie miał jakąś klientkę. Jess obeszła jego biuro i udała się do odpowiedniego pokoju.
Kiedy tam weszła, zauważyła, że papiery, które były wczoraj poukładane, dzisiaj znowu są w kompletnym nieładzie. Ale czemu? - pomyślała z niezadowoleniem. Czyżby przez pokój przegiegło tornado? Tylko ta myśl była trafna. Zaraz po ich wczorajszym wyjściu nikt nie wchodził do gabinetu, a dzisiaj rano... Dopiero teraz zorientowała się o co chodzi. Nie była aż tak głupia jak przewidywała, potrafiła dobitnie zgrać wszystkie elementy, na tyle skutecznie, aby tworzyły pełną całość.
- Przepraszam - powiedział Patrick wchodząc w głąb pokoju.
- Nic się nie sta... - zaczęła,ale nie dokończyła, przerwał jej.
- Zajmij się tym co leży na biurku, ja muszę wyjść.
I wyszedł.
Trzasnął tylko drzwiami i zniknął. Jessica poczuła,że łzy napływają jej do oczu. Cloe jednak miała rację, tylko ta myśl przyszła jej teraz do głowy. Jest ,,inny"? A może lubi ranić? Czemu wczoraj był taki miły? A dzisiaj taki? I ta rozmowa z Amandą?
Znowu to wszystko zaczynało tworzyć logiczną całość. To oczywiste.  Tu chodziło o Amandę, on ją kocha- to była następna jej myśl. Cicho westchnęła, ale nie poddała się. Miała do odbębnienia suchą i niezbyt dzisiaj przyjemną pracę. Robiła to, bo musiała. Jednak w miarę skupienia się na pracy, przestawała myśleć o Patrick'u , o tym gdzie jest i co robi z nią. To było takie niedorzeczne. Czego mogła się spodziewać? Zwykła dziewczyna, która nie ma nic do zaoferowania miałaby szansę u bogatego biznesmena? To było takie oczywiste, dlatego postanowiła od dzisiaj z tym walczyć i nie naciągnąć się na flirty ze strony Patrick'a. Odtąd to ona będzie obojętna na niego, o tak. 
Po woli kończyła swoją pracę, kiedy do biura ktoś zapukał.
- Proszę - wysedziła.
Do środka wszedł Anthony. Spojrzała przenikliwie na niego i dalej zaczęła układać papiery.
- Posłuchaj...
- Mam pracę, nie mam czasu na rozmowę.
- Nie chcę rozmawiać, chcę ci jedynie coś powodzieć.
- co takiego?
- Wiem,że stałaś za drzwiami i słyszałaś to. Wiem,że wszyscy słyszeli jej wywody. 
- Anthony , do czego dążysz? bo nie rozumiem? - zapytała zdesperowana
-  Jakby ci to wyjaśnić, istnieje pewien kontakt na podstawie którego ta firma mogła stanąć na nogi i się rozwijać. Na początku żadne z nas nie miało takich pieniędzy aby odbudować interesy Patrick'a. To Amanda nam pomogła, ona od początku była zakochana w nim, chciała mu pomóc...
- Po co mi to mówisz? - żachnęła się
- Po to, żebyś wiedziała, że Patrick nic do niej nie czuje, to tylko interesy...
- Dziękuje za informację, ale nie mam siły dzisiaj na dalsze wywody i rozmawianie o niej.
- Jessico - powiedział, po czym podszedł do niej nieco bliżej, swoją dłoń położył na jej dłoni, aby to co teraz powie, miało głębsze przesłanie.
- Ona jest zbyt potężna aby z nią rywalizować, zawsze ma to co chce, nie uważasz,że o to tu chodzi?

***
 Jessica wyszła z pracy, żałowała,że jest tak obrzydliwa pogoda. Jednak i tak to nie pokrzyżowało jej planów, wyciągnęła z torby swoją zieloną parasolkę, rozłożyła ją, po czym przysłoniła się, aby nie kapało jej na głowę, tymbardziej ,że deszcz zaczął zacinać coraz to bardziej. Nie próbowała teraz myśleć, skupiała się na tym co widzi, na kroplach deszczu, na ich kształcie, ale na pewno nie myślała o Patrick'u ani Amandzie. Chciała mieć pracę, ta była dobrze płatna, a ona nie mogła jej stracić, dlatego trzeba o nim zapomnieć- pomyślała.
Nie zdążyła odetchnąć, kiedy z naprzeciwka nadjechała limuzyna. Zatrzymała się tuż przed nią. Ktoś wysiadł od strony pasażera. To Patrick. I w dodatku zmierzał w jej stronę. Jessica przyspieszyła kroku, miała nadzieję,że nie idzie w jej kierunku ,że może zmierza w inną stronę, ale nie, nie pomyliła się. Szedł prosto do niej.
 - Nie możesz iść w ten deszcz, zapraszam.
Nie czekał na jej odpowiedź, ujął ją za wolną rękę, po czym przeprowadził ją na drugą stronę autostrady, tam gdzie czekała na nich limuzyna.

OD AUTORKI
Jest mi tak bardzo przykro,że zaniedbałam tego bloga, tyle czasu nie dodawałam na niego wpisu. Miałam tyle na głowie, poza tym brak weny, też mnie jakoś wykluczał, dodatkowo masa obowiązków i nauki. Z tej okazji następna notka ukaże się jeszcze w święta. Dziękuję za to,że jesteście i mnie wspieracie. Uwielbiam Was. Dziękuję jeszcze raz.