środa, 29 stycznia 2014

Rozdział II

Jessica nie przejmowała się siostrą, w końcu co weekend znikała gdzieś na całe noce. Martwiła się o nią to normalne, ale wiedziała,że w końcu musi zaprzestać. Cloe miała przecież dziewiętnaście lat, tak dłużej być nie mogło.Jeśli zechciała wyjść do klubu ze znajomymi to wychodziła. A co jeśli... ? Przez jej  głowę przemknęła niepokojąca myśl, bardzo zresztą nietypowa. A co jeśli jakiś mężczyzna zechce ją wykorzystać? Wreszcie zaczęła się niepokoić. Co mogła zrobić? Wzięła do ręki telefon, po czym wykręciła numer do siostry. Telefon nie odpowiadał, ale zaraz to chyba logiczne, że w klubach nikt nie odbiera telefonów. Gdy tylko wróci będzie musiała z nią porozmawiać na temat wyjść i odpowiedniego zachowania. Ostatnią ,,poważną rozmowę" przeprowadziły razem, kiedy Cloe miała szesnaście lat. Od tamtej pory na pewno o wszystkim zapomniała.
Była dwudziesta trzecia, a Jess leżała już w łóżku. Było jej zimno, dlatego okryła się kołdrą nieco wyżej, tak,że spod niej wystawał tylko jej nos i oczy, które błyszczały w ciemności.
Christian Grey... ten niebezpieczny i jakże idealny mężczyzna odwzorowany w jej ulubionej książce, pojawiał się za każdym razem, kiedy tylko kładła się spać. Nie mogła tego znieść, to nie czas na partnetów, to czas na poszukwanie pracy. Wiedziała,że nie mają pieniędzy, Cloe nie za bardzo interesuje się poszukiwaniem pracy, a na ich koncie było coraz mniej oszczędności. Jutro... od jutra musi mieć tą pracę.
 Kiedy obudziła się rano, zauważyła,że jej drzwi są otwarte na oścież a z kuchni dolatuje przyjemny zapach... bekonu? zaczęła zgadywać, ale nic nie przyszło jej do głowy.
- Cloe? jesteś?
Siostra wychyliła się zza kuchni i pomaszerowała uradowana w stronę pokoju siostry. O nie! tylko nie to! W oczach Clo można było zauważyć dwie iskierki, które tliły się niczym ogień. Wszystko było jasne, oczy jej siostry już kiedyś się tak świeciły, kiedy poznała Roberts'a, potem, kiedy się rozstali, przez miesiąc płakała w swoim pokoju.
- Tyko nie mów,że...
- No co? - przewróciła zawiadacko oczami. - Poznałam kogoś, ale wiesz? Jest niesamowity!
Dopiero teraz, kiedy dziewczyna się schyliła, Jessica dostrzegła na jej twarzy siniaka.
- Boże co to !?? - wykrzyczała, kompletnie zapominając o nieznajomym mężczyźnie, który zawojował w głowie jej siostry.
- To? a to... to nic. Otarła dłonią policzek, na którym był niewielkich rozmiarów siniak, no ale cóż, pomimo tego był nadal widoczny.
- Co to jest?! jeśli nie odpowiesz...
- To co? to zakmniesz mnie w domu? Mam dziewiętnaście lat, równie dobrze mogę się stąd wyprowadzić!
- że co? Nie .... - Jessica zrozumiała,że przegięła, postanowiła po woli i na spokojnie wyciągnąć od siostry informacje.
- Przepraszam, po prostu chciałabym wyjśnień... Coś ci się stało? Wyciągnęła ku niej dłoń, po czym pogłaskała ją w policzek.
- Tak właśnie poznałam się z tym mężczyzną, ale boże... tutaj zrobiła pauzę, ponieważ przewróciła oczami - to nie byle kto, uwierz mi.
- Nadal nie rozumiem, skąd ten siniak?
- Och... - to było niechcący, po prostu potknęłam się i wpadłam na niego, uderzyłam się. Uwierz, siniak byłby większy, ale on mnie złapał rozumiesz? W ostatniej chwili gdy upadałam, boże jakie to romantyczne! Wpadłam w jego ramiona.
- A jak ma na imię? Może chociaż to z ciebie wyduszę...
- Hmmm, Anthony.
- Poznam go ?
- Kobieto! Cloe wstała po czym zaczęła biegać po pokoju jak jakaś nastolatka. - Na pewno poznasz!
Przez chwilę Jessica poczuła dziwny zapach, coś jakby się...
- Cholera - krzyknęła Cloe.
- No właśnie cholera! Zaraz spalisz nam kuchnie.
Jessica się zaśmiała, ale w głębi serca jeszcze bardziej martwiła się o siostrę, a co jeśli to nie jest mężczyzna dla niej? A co jeśli będzie chciał ją wykorzystać... Na Boga, a co jeśli już to zrobił? Poczuła,że robi jej się niedobrze. Postanowiła,że przy obiedzie poruszy ten temat ponownie.
Kiedy wybiła godzina czternasta, Jessica zaczęła się kręcić po domu. O piętnastej trzydzieści miała bardzo ważne spotkanie, wiedziała,że nie może się na nie spóżnić, od tego zależała jej przyszłość, ba przyszłość jej i Cloe.  Wyciągnęła z szafy swoje najlepsze ciuchy: czarną garsonkę, białą bluzkę w kropeczki, założyła rajstopy a do tego dopasowała najwyższe buty na obcasie jakie miała. Wyglądała zjawiskowo, nie lubiła się tak ubierać, lecz wiedziała,że to konieczne, cóż mogła zrobić?
- No siostra, wyglądasz świetnie! - pisnęła Cloe, pojawiając się dosłownie znikąd. Jess wystraszyła się, dlatego spiorunowała siostrę spojrzeniem złej siostry.
- Oj no dobrze, dobrze, wiem,że masz stresa i się na mnie wyżywasz. A wiesz,że została ci godzina nie wiem czy zdążysz dojechać?
- Cholera! - pisnęła, - dobra trzymaj za mnie kciuki i nigdzie nie wychodź zostań tu dopóki nie wrócę.
- No cholera... ty się spóźnisz do pracy, a ja o mało dzisiaj nie spaliłam naszej kuchni.
Obie się zaśmiały, po czym Jess trzasnęła drzwiami i już jej nie było.
Nie spóźniła się, do budynku weszła na styk. Kiedy stanęła w ogromie bogactwa i przepychu, nie mogła uwierzyć,że w ogóle takie miejsca istnieją. Tutaj ludzie chodzili jak w zegarku, byli ubrani w ciuchy z najwyższej półki i do tego ta atmosfera... Nikt nie miał dla siebie nawt ułamka sekundy. Pomimo to jakoś doczłapała się do recepcji.
-Witam mam spotkanie w sprawie pracy... mogłabym zapytać w którym to miejscu?
- Na kiedy była pani umówiona? - odparła kobieta, która z wyglądu przypominała nieco Nicole Kidman.
- Hmm, 15:30?
- Więc jedzie pani windą na 8 piętro, skręci pani w prawo i znajdzie pani ogromne drzwi do dwóch gabinetów w obu zasiadają dyrektorzy firmy.
- Dziękuje.
Jess odeszła od recepcji, po czym według planu wjechała windą na ósme piętro. Nieco się niecierpliwiła i stresowała. Tak bardzo chciałaby tu pracować, to idealne miejsce dla niej, czułaby się tu jak w domu.  Kiedy winda się zatrzymała, dziewczyna wysiadła, kilka minut później zatrzymała się pod drzwiami. Lecz nie za bardzo wiedziała gdzie wejść. Dwóch dyrektorów... z tego co wczoraj wyczytała, to tylko jeden potrzebował asystentki. Nie wiedziała kogo wybrać..Patric Bedlingtion czy Anthony Walker.
Otrząsnęła się po czym jednak przeszła przez drzwi, w którym znajdował się pan Walker.
Po chwili znalazła się w środku, niezwykle ogromnego pomieszczenia. Nie przypuszczała,że sala może być tak ogromna. Po prawej stronie od dołu aż po sufit rozpościerały się ogromne okna, przez które było widać cały Nowy York. Jak tu pięknie - pomyślała. Lecz jeszcze większą jej uwagę wywarł na niej mężczyzna siedzący w fotelu. Spojrzał na nią przelotnie, po czym uśmiechnął się.
- W czym mogę pomóc?
Dziewczyna przez chwile stała jak zamurowana, ale tylko przez chwile. - Weź się w garść - pomyślała.
- Wczoraj dzwoniłam do państwa w sprawie ogłoszenia o pracę byłam umówiona na 15:30.
- Ah tak... W sumie to nie ja potrzebuje asystentki, tylko mój towarzysz ale teraz go nie ma, niestety musiał pilnie załatwić bardzo ważną sprawę.
I co teraz miała zrobić? Nie wiedziała w którą stronę ma się ruszyć. Stała i czekała jak wmuowana.
- Ale może jednak... niech pani usiądzie. Ja panią przesłucham, jeżeli wywrze pani na mnie wrażenie, ma pani tą pracę.
Jessica uśmiechnęła się, po czym usiadła na przeciwko pana Walker'a. Denerwowała się i to bardzo, ale nie chciała tego okazywać, wolała to zostawić dla siebie.
- Więc z czym pani do nas przychodzi? Ehm - odchrząknął - a może najpierw się pani przedstawi...
- ym, tak. Jestem  Jessica Leander. Miło mi, podała mu dłoń, ale mężczyzna przez chwilę patrzył na nią jak oczarowany, dopiero po chwili uścisnął dłoń.
- Leander?
Jessica zmarszczyła brwi. - Tak, moje nazwisko nie jest zbyt znane, także nie wiem czemu pan...
Przerwał jej -  Czy ma pani siostrę?
Dziewczyna zdziwiła się jeszcze bardziej, co to do jasnej cholery mogło mieć wspólnego? nie rozumiała tej rozmowy, ani jej towarzysza.
- Mam.
- Wiem,że to poufne, ale mogę wiedzieć jak ma na imię?
- Ale jaki to ma związek z moją pracą?
- Proszę mi wierzyć, istotny.
- Tak mam siostrę, ma na imię Cloe. Cole Leander.
Mężczyzna zacisnął usta, a po chwili całkowicie się rozpromienił. To było dość nietypowe zjawisko. Co to miało oznaczać?
- Czy pan ją zna?
Mężczyzna spojrzał przez chwilę w jej oczy. Dopiero teraz Jessica dostrzegła w nim tą męskość, był niczego sobie. Był dobrze zbudowany, jego oczy i te loczki... Sprawiały,że zaczynała ją boleć głowa. Niech to szlak !- pomyślała.
- Znam ją... Poznałem ją dopiero wczoraj.
Jessica dopiero teraz poukładała sobie pewne elementy w całość, zrozumiała. Układanka znalazła swoje miejsce w jej głowie. Wiedziała kim jest Anthony, to on wczoraj zapewne uratował ją przed nabiciem większego guza.
Nie skończyła myśleć, nad tą sprawą, kiedy do pokoju ktoś wszedł. Obróciła się i dopiero wtedy dostrzegła jego. Zapragnęła patrzeć na niego godzinami, lecz nagle przestała. Do pokoju wszedł ktoś jeszcze. Zjawiskowa piękność, którą Jessica doskonale znała z gazet i telewizji, nijaka Amanda Starquort.


poniedziałek, 27 stycznia 2014

Rozdział I

- Odbierz telefon,  biorę przysznic- krzyknęła zza drzwi Cloe.
Jessica przewróciła teatralnie oczami, ale to nie zmieniło jej nastawienia w stosunku do siostry. Uwielbiała ją, nie miała nikogo poza nią. Gdyby tylko żyli rodzice...mogłaby im tyle opowiedzieć o sobie i o tym co się wydarzyło przez ten czas. Zmarli, kiedy Jessica była młoda, miała wtedy około dziesięciu lat, Cloe była nieco młodsza. Wiek i tak nie ma nic do znaczenia, ból był paraliżujący, wiedziała,że ona ani Cloe nigdy go nie zapomną.
Jessica podeszła do telefonu, który dzwonił już po raz drugi. Numer na ekranie nie był zapisany, więc to zapewne kolejna zdobycz Cloe.
-Słucham?
Lecz nie usłyszała osoby po przeciwnej stronie, ponieważ siostra wyszła z łazienki i jednym machnięciem ręki, odebrała jej telefon.
- Tak?
- Jeee, serio? - pisnęła przeraźliwie.
Jessica znowu zaczęła przerwcać oczami, ale wiedziała,że to na nic jej się nie zda. Czasami Cloe zachowywała się jak dwunastoletnia siostra. Nie chciała słuchać kolejnych pogaduszek siostry z serii co dzisiaj zakładasz? serio? bo ja też! jezu to nasze przeznaczenie!
Szczerze powiedziawszy Jessica zazdrościła nieco swojej siostrze. Ta już zaczęła podbijać Nowy Jork, miała mnóstwo znajomych, pełno prawdziwych i zaufanych przyjciółek. Natomiast Jessica nie miała nikogo, oczywiście poza jej notatkami i pamiętnikiem oraz stosem książek, które były poukładane alfabetycznie w jej pokoiku. Była typem samotnika, spokojną, opanowaną osobą. Niczego bowiem więcej do szczęścia nie potrzebowała. Kiedy siostra wydała z siebie kolejny pisk do telefonu, Jess nie wytrzymała, obróciła się w przeciwną stronę, wzięła ze stolika książkę ,, 50 twarzy Greya" po czym ominęła siostrę i poszła do swojego pokoju. Zamknęła za sobą drzwi na kluczyk, pragnęła teraz  prywatności, jak niczego innego.
Pomimo tego,że znajdowała się w swoim pokoju, nadal słyszała rozmowę Cloe. Nic dziwnego, ich mieszkanie było bardzo małe i na dodatek  umiejscowione zostało na samym poddaszu, dlatego tak mało płaciły za czynsz. Nie zwracała jednak na to uwagi, przecież było takie przytulne i wyjątkowe, że jego wielkość wcale jej nie przerażała. To i tak cud,że miały te dwa pokoje, maleńki salon, kuchnie i łazienkę. I tak dziękowały za to Bogu. Nie mogły ciągle mieszkać z dziadkami, to byłoby zbyt uciążliwe. W końcu musiały jakoś same dać sobie radę, tymbardziej teraz, kiedy Jess zaczęła zarabiać swoje własne pieniądze.
- To takie niesprawiedliwe- wyszeptała cichutko, rzucając się na łóżko.
Wszycy mówili,że jak zda  na Harvard'zie to każda praca będzie dla niej, ale to były tylko złudne kłamstwa. Skończyła ten uniwersytet i co ma? Nic... wczoraj wieczorem straciła pracę jako kelnerka i to przez faceta, który za wszelką cenę chciał się do niej dobrać. Co mogła zrobić? Był bogaty, miał pieniądze, a ona mu się nie oddała... Powiedział,że postara się o to aby zamknęli tą rudere raz na zawsze. I właśnie w tym momencie wyleciała.
Po chwili otrząsnęła się, naprawdę nie chciała o tym myśleć. Lecz w tym sęk,że nie wiedziała co ze sobą począć. Chciała czytać Greya, ale stwierdziła,że ta książka ją tylko jeszcze bardziej dobija. To nie dla mnie- pomyślała, takie rzeczy tylko w bajkach. Nie chciała jej czytać, ale pomimo to niechętnie odłożyła książkę na bok.
Miała gorszy problem, nie miały na ten miesiąc pieniędzy, a czym prędzej trzeba zapłacić ratę za mieszkanie. Dlatego musiała znaleźć pracę i to jak najszybciej. Znalazła, po dwudziestu pięciu minutach poszukiwań, znalazła. Potrzebowali sprzątaczki ewentualnie asystentki w firmie Megatropolly Company. Sięgnęła ręką po telefon i wykręciła numer.
- Tak ? Tak? To wspaniale, to jutro o 15:30? Dobrze... dziękuje, dowidzenia.
Gdy odłożyła telefon, poczuła jak wszystko po woli się dopełnia, wiedziała,że musi mieć tą pracę, dlatego postanowiła dzisiejszy wieczór poświęcić na przygotowaniach.
Za jakieś pół godziny usłyszała ciche pukanie do drzwi.
- Mogę?
- Poczekaj, drzwi są zamknięte.- Jess wstała, po czym przekręciła zamek, aby wpuścić do pokoju Cloe. Ta wpadła jak proca.
- Idziesz ze mną ! - pisnęła uśmiechając się.
- Co? Gdzie? nie widzisz? mam dużo pracy, jutro mam rozmowę o pracę, Clo może się uda.
Młodsza siostra przewróciła oczami. - No tak zapomniałam, w takim razie idę sama, wrócę nad ranem a no i nie bądź zła jest weekend, od juta zacznę szukać pracy, a może kto wie znajdę ją szybciej niż ty. Rozpromieniona wyskoczyła z pokoju, Jessica nie zdążyła nawet mrugnąć. Została sama w pokoju, z rozłożonymi rękami i gazetą, która po chwili wysunęła jej się z ręki i opadła na podłogę.

                                                   ***  3 godziny wcześniej, Megatropolly Company
- Przejrzałeś te papierki? Nie widzę w nich żadnych błędów... Myślę,że można jednak powiększyć nieco naszą sieć.Myślałeś nad Francją? Polską? Niemcami? Stwórzmy całą sieć naszych placówek.- odparł Patric, nie odrywając oczu od komputera i stosu papierów, które oblegały jego biurko. Po chwili dodał
- Potrzebuje asystentki czym prędzej, to niemożliwe, nie mogę połapać się w tych dokumentach.
Anthony zaśmiał się pod nosem, wyciągnął się na krześle, po czym wstał. Podszedł do wielkiego okna, które znajdowało się w ich biurze. - Chodźmy gdzieś dzisiaj, co ty na to Patric? Cały czas w tym siedzimy, wyjdźmy dziś wieczorem...
Patric nadal patrzył w dokumentacje, jednak znalazł gdzieś przelotną chwilę, aby skomentować wypowiedź przyjaciela.
- A co Amanda ma tam być? I od razu się zaśmiał.
Anthony wytrzeszczył oczy. - No nie, cholera skąd wiesz?
- Po prostu to widać, podobasz jej się, poza tym jesteś młodszy, kobiety lubią takich jak ty, poza tym zbija na nas fortunę. Już zapomniałeś czyja jest ta firma?
- Nie możemy napisać takiego biznes planu aby ją wykupić? - zażartował Anthony.
- Nikt nie napisze lepszego biznes planu, moglibyśmy im ofiarować miliardy, ona nie odstąpi.  Nie wiem czemu się tak na to uwzięła, chyba powinienem z nią porozmawiać o ...
Patric nie dokończył, ponieważ w drzwiach stanęła Amanda. Jak zawsze lśniła i błyszczała, ociekała seksem - tak właśnie zapewne pomyślał Anthony. Miał na nią ochotę i to już od dłuższego czasu.
- O czym?  - zapytała Amanda, cicho mrucząc.
Była bardzo podstępna, Patric wiedział już jaka jest, dlatego wolał nie tarasować jej drogi, to był spokojny zysk,  na którym on zbija miliony bez żadnych potyczek.
- Na temat kapitału... podnieśli go o 2%...
- Cholera! - pisnęła, ale nie przejęła się tym, było to widać po jej twarzy. Była niesamowicie wysoka. Miała blond, długie włosy, które teraz były zaczesane w koczka. Na sobie miała elegancki uniform od Prady i te buty... po co jej tak cholernie wysokie buty, skoro  i tak bez nich ma już z jakieś 180 cm?!
- Chłopcy, na dzisiaj koniec. Porozmawiamy o tym jutro, albo pojutrze, kto wie. Dzisiaj otworzyli nowy klub, będą wszyscy. A my jako... elita, cóż nie może nas tam zabraknąć.
                                                   
                                              *** 23 w nocy, Manhattan
- Cholera, mówiłem,że nie chce tu być - zazgrzytał zębami Patric.  Nienawidził takich miejsc. Co prawda nowy klub Plaza był niesamowity, ale on po prostu nie lubił takich miejsc.
-Stary, nie marudź, możesz się choć raz poświęcić? Amanda tu jest, dzisiaj chcę aby była moja. To tylko przysługa, nic więcej. Za dwie godziny możesz stąd wyjść.
Amanda stała tuż za nimi, dlatego przerwała rozmowę.
- Patric'ku może wypijemy drinka  i porozmawiamy co dalej? Myślę,że ta sprawa nie może czekać. Uśmiechnęła jak się kocica, po czym położyła dłoń na jego ramieniu.
Patric myślał,że eksploduje, nawet nie przepadał za nią. Była dla niego zbyt ekstrawagandzka i zbyt pewna siebie, wiedział,że to co chce to ma. Miał tutaj służyć jako przyzwiotka, lecz wszystko nabrało całkiem innych obrotów.
- A Anthony? Zostawimy go tak? - zapytał Patric.
- No co ty? Jest dużym chłopcem da sobie radę - po raz setny zaśmiała się tym swoim sztucznym uśmiechem, a Patric'ka przeszedł dreszcz. Obrócił momentalnie głowę, zauważył,że Anthony jest podbuzowany, siedzi całkiem sam i kończy pić drinka. Po chwili zerwał się gwałtownie z krzesła, nie zauważając młodej dziewczyny, która zmierzała w przeciwnym kieruku, gwałtownie w nią uderzył.
Dziewczyna zachwiała się, miała upadać, ale ostatecznie Anthony ją złapał. Wybuchło całkiem spore zamieszanie, nawet Patric odstąpił od Amandy i podszedł do dziewczyny.
 - Co się stało?, nic jej nie jest ? - zapyał Patric
 - Nie chciałem nic jej zrobić - odparł zmartwiony Anthony, nie zauważyłem jej , jest taka malutka i drobniutka.
Dziewczyna otworzyła oczy, po czym przjrzała się najpierw Patric'kowi a potem Anthon'emu. Coś jakby płomyk zaśmieciło się w jej oczach.
 - Nic ci nie jest? - dopytywał się Anthony, cały czas trzymając ją w ramionach.
- Nie naprawde nic.... czuję się dobrze.
- Może potrzebujesz lekarza? Jak się nazywasz? - Anthony był bardzo zatroskany, czuł wyrzuty sumienia, poza tym, czuł ,że tej dziewczyny nie może tak od tak zostawić.
 - Dziękuję, naprawdę nie potrzebuje lekarza, jestem Cloe Leander